Należy jak najszybciej opracować nową ustawę o rehabilitacji? Wywiad z Markiem Kowalskim, Prezesem Polskiej Izby Gospodarczej Czystości i ekspertem Konfederacji Lewiatan
14 lutego 2017
Moim zdaniem zakłady pracy chronionej były i są potrzebne, dlatego że dzięki nim osoby niepełnosprawne mają dostęp do wielu udogodnień. W przeciwnej sytuacji muszą sami szukać sobie opieki lekarskiej, załatwiać protezy, lekarstwa i wiele innych rzeczy. Jeżeli zdecydowalibyśmy się na likwidację rynku chronionego, lukę po nim powinno wypełnić państwo. – Marek Kowalski, Prezes Polskiej Izby Gospodarczej Czystości i ekspert Konfederacji Lewiatan
Od dłuższego czasu toczy się debata o wyższości otwartego rynku pracy nad rynkiem chronionym. Jakie jest Pana zdanie w tej kwestii?
Kilka lat temu miała miejsce reforma – nastąpiło zrównanie otwartego i chronionego rynku pracy. Rynek otwarty zyskał łatwiejszy dostęp do dofinansowania, natomiast rynek chroniony nie został zwolniony z obowiązków, jakie zostały na niego nałożone.
Ta reforma nie została skończona. Ona została „szarpnięta” i pozostawiona. Uważam, że należało postawić na coś: albo zadbać o zakłady pracy chronionej, albo zostawić sam rynek otwarty. Możemy dyskutować, czy zakłady pracy chronionej mają istnieć czy nie, ale jeżeli już uruchomiliśmy rynek otwarty, to należało w ramach sprawiedliwości społecznej nie dociążać zakładów pracy chronionej, ponieważ stworzyliśmy nierówność.
Moim zdaniem zakłady pracy chronionej były i są potrzebne, dlatego że dzięki nim osoby niepełnosprawne mają dostęp do wielu udogodnień. W przeciwnej sytuacji muszą sami szukać sobie opieki lekarskiej, załatwiać protezy, lekarstwa i wiele innych rzeczy. Jeżeli zdecydowalibyśmy się na likwidację rynku chronionego, lukę po nim powinno wypełnić państwo.
Na przygotowanie reformy były 4 lata, jednak dopiero pod koniec tego terminu podjęto prace nad nią, dlatego teraz jest w niej wiele niedoskonałości. Dzisiaj uważam, że środowisko związane z osobami niepełnosprawnymi powinno przygotować apel i wymusić na Pełnomocniku przygotowanie nowej ustawy o rehabilitacji.
System jest w tej chwili chory. Musimy jak najszybciej go naprawić. Większość poprawek do ustawy była robiona na szybko, a tempo nigdy nie sprzyja stworzeniu czegoś dobrego.
Podobno trwają prace nad nową ustawą. PFRON ogłosił nawet konsultacje. Czy Konfederacja Lewiatan wzięła udział w tych pracach? Wysłaliście swoje propozycje?
Nie. Informacja o konsultacjach społecznych była wywieszona na stronie PFRON-u, ale nie każdy tam wchodzi. Od wielu lat dobrą praktyką jest, że jeśli jakiekolwiek ministerstwo przygotowuje projekt ustawy, wysyła zapytania do poszczególnych organizacji. Nie rozumiem, czemu w tym przypadku tę zasadę złamano.
Czy wprowadzoną przez PFRON metodę konsultacji polegającą na przesyłaniu przez Internet uwag i opinii możemy uznać za skuteczną i właściwą metodę dialogu społecznego?
Taka forma konsultacji społecznych nijak się ma do idei dialogu społecznego. Pierwszym, niezrozumiałym dla mnie posunięciem, jest niepowołanie do tej pory Rady Konsultacyjnej. Pamiętajmy o tym, że jej powołanie jest nakazane w ustawie. Jest to obowiązkiem Pełnomocnika.
Kiedy istniała Rada Konsultacyjna, kwestie związane z uwagami do ustaw były uporządkowane. Rada Konsultacyjna, nawet jeśli nie była efektywna, była łącznikiem informacyjnym. Teraz brakuje przepływu informacji.
Prezes PFRON-u zapowiedział niedawno, że w ciągu najbliższych 10 lat Fundusz zamierza stworzyć nowych 500 tysięcy miejsc pracy dla osób niepełnosprawnych. Jak Pan ocenia ten pomysł? Co doradziłby Pan Prezesowi w tej sprawie?
Osobiście popieram stanowisko Prezesa i uważam, że należy coś zrobić, żeby kolejne 500 tys. osób niepełnosprawnych weszło na rynek pracy, tym bardziej że ze względów demograficznych rynek pracy tego potrzebuje. Liczę na to, że Pan Prezes w najbliższym czasie przedstawi więcej konkretów.
Co Pana zdaniem należałoby zrobić, by pracodawcy zechcieli uczestniczyć w tym projekcie, tzn. uznali, że jest to projekt opłacalny nie tylko dla niepełnosprawnych i państwa, dla także dla nich?
Moim zdaniem problem tkwi w mentalności całego społeczeństwa. Mnie osobiście bardzo brakuje empatii społecznej. Jeżeli zapyta się pracodawcę o to, dlaczego nie zatrudnia osób niepełnosprawnych, on odpowie: „Dajcie większe dofinansowanie, będę zatrudniał”.
Za czasów PRL udawaliśmy, że niepełnosprawności w ogóle nie ma. Później niepełnosprawność stała się tematem wstydliwym. Dzisiaj trzeba poszukać mechanizmów, które pomogłyby uwrażliwić rynek. Dobrze byłoby zacząć od edukacji. Kiedyś w szkołach istniały klasy integracyjne, których teraz nie ma. Przykładowo moje córki chodziły do takich klas, dzięki czemu ich spojrzenie na osoby niepełnosprawne jest teraz zupełnie inne. Do dziś odwiedzają niepełnosprawnych przyjaciół ze szkoły i mają świadomość, że takimi osobami należy się opiekować.
Czy wprowadzenie koncepcji społecznej odpowiedzialności biznesu nie byłoby krokiem we właściwym kierunku?
Mogłoby być. Mówiliśmy jednak o problemach, z jakimi muszą mierzyć się dzisiaj przedsiębiorcy. Oni mają kłopot z przetrwaniem. Trudno w takiej sytuacji myśleć o społecznej odpowiedzialności biznesu.
Istnieje przecież wiele koncernów polskich, które mają miliardowe zyski. Mogłyby one wydzielić część środków na tworzenie miejsc pracy dla niepełnosprawnych i promocję zatrudniania takich osób.
Mogłyby, ale w tym celu potrzebny jest jeszcze inicjator. Po to stworzyliśmy stanowisko Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, aby był kreatorem takich działań.
Mamy przykładowo problem demograficzny. Na polityce senioralnej możemy zarobić, lecz cały czas myślimy kategoriami, że państwo musi dokładać do polityki senioralnej. To nieprawda. Moglibyśmy stworzyć system opieki nad osobami niesamodzielnymi – „samodzielni dla niesamodzielnych”. Przykładowo osoby w wieku 55 lat, nie mogące znaleźć pracy, można byłoby przygotować do nowego zawodu – opieki nad osobami niesamodzielnymi, rozwiązując tym samym dwa problemy jednocześnie. Jest więc przestrzeń, w której można coś zrobić, ale trzeba na to spojrzeć w sposób otwarty i gospodarczy.
Chlubny przykład może stanowić firma UBER. Osoby głuche i niedosłyszące zgodnie z polskimi przepisami mają prawo prowadzić samochód, a wiele z nich posiada auto. Jednocześnie często mają problem ze znalezieniem pracy. Zgodnie z Raportem z badań zogniskowanych – tożsamość zawodowa osób głuchych i ich problemy na rynku pracy 82% osób głuchych i niedosłyszących nie pracuje, a 33% z nich nigdy nie pracowało.
Aby ułatwić głuchym kierowcom korzystanie z platformy UBER i umożliwić im aktywność na rynku zawodowym, UBER wspólnie z Migam.org i stowarzyszeniem Integracja.org ogłosił program skierowany do osób głuchych i niedosłyszących. Program ma również wsparcie Polskiego Związku Głuchych. 13 kwietnia do aplikacji UBER została wprowadzona seria aktualizacji, która pomaga osobom głuchym i niedosłyszącym w szybkim i sprawnym porozumiewaniu się z pasażerami.
Wśród dedykowanych osobom głuchym i niesłyszącym funkcji są między innymi:
* wizualne powiadomienia o nowych zleceniach (migające światło zamiast dźwięku);
* zamiana telefonicznego kontaktu z niesłyszącym kierowcą na wiadomość tekstową;
* powiadomienia zachęcające użytkowników do dokładnego określenia celu przejazdu przy zamawianiu kursu;
* automatyczne powiadomienia dla użytkowników o przejeździe z głuchym kierowcą jeszcze przed rozpoczęciem kursu.
Problemy społeczne czy kwestia zatrudniania osób niepełnosprawnych od początku były usytuowane w resortach zabezpieczenia społecznego i traktowane jako element pomocy społecznej. Trudno więc wymagać od Pełnomocnika gospodarczego spojrzenia na te problemy. Mamy wrażenie, że urzędnicy BON-u czy PFRON-u wymyślają represyjne przepisy, nie mając pojęcia o rzeczywistości działalności gospodarczej.
Zgadzam się. Wielka szkoda, że nie mają pojęcia o tym, jak się zarabia pieniądze. Bo jeżeli ktoś nie ma pojęcia, jak zarobić pieniądze, będzie miał kłopot z rozsądnym ich wydaniem.
Mamy jednak Ministerstwo Rozwoju, które jest kołem zamachowym polskiej gospodarki. Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej czy Pełnomocnik mogliby zgłosić się do niego z tym problemem. Fachowcy z Ministerstwa Rozwoju z pewnością pomogliby przygotować ustawę, która pobudziłaby ten rynek. Proszę zauważyć, że za granicą osoby mające 70-75 lat nie siedzą w domu. One mają swoje miejsce: pracują w supermarkecie, rozwożą turystów autobusem itp. Moim zdaniem osób niepełnosprawnych nie można zostawić skazanych na siebie. Trzeba stworzyć im możliwość wyjścia z domu i zachęcić ich do tego.
My przestawiliśmy pewną propozycję zakładającą wyłączenie lekkiego stopnia z zatrudnienia zwalniającego z wpłat na PFRON
. W tej chwili pracodawca, który nie jest zobowiązany do wpłat na PFRON, zatrudniając osobę z lekkim stopniem otrzyma dofinansowanie w wysokości 450 zł. Ta sama osoba niepełnosprawna zatrudniona w firmie zobowiązanej do wpłat na PFRON zwalnia ją z wpłat w wysokości 1648 zł. Jest to zupełnie nieproporcjonalne, nie wspominając już o tym, że niezależnie od tego, czy zatrudnimy osobę z lekkim stopniem niepełnosprawności czy ze stopniem umiarkowanym, zwolnienie z wpłat dla pracodawcy jest dokładnie takie samo. Taki pracodawca z pewnością zdecyduje się na zatrudnienie osoby z lekkim stopniem niepełnosprawności, a nie ze stopniem umiarkowanym. Naszym zdaniem należałoby więc wyłączyć lekki stopień z systemu Levi-Quota i przyznać wszystkim pracodawcom taką samą dotację w wysokości 450 zł.
Ja również uważam, że ochrona osób z niepełnosprawnością lekką jest zbyt daleko idąca. Należałoby zastanowić się, czy nie zacząć chronić w większym stopniu osób z umiarkowanym i znacznym stopniem niepełnosprawności, ewentualnie ze schorzeniami specjalnymi. Konkluzja jest taka, że koniecznie trzeba popracować nad ustawą o rehabilitacji, żeby zaczęła być ona sprawiedliwa.
Jak Pan ocenia zmiany w systemie zamówień publicznych z punktu widzenia wspierania osób niepełnosprawnych? Czy jest Pan zadowolony z efektów, jakie te zmiany przyniosły?
W 2015 roku zaledwie w 200 na kilkaset tysięcy postępowań przetargowych skorzystano z zapisu wprowadzającego jako warunek zatrudnienie osób niepełnosprawnych. Z klauzul społecznych niestety bardzo rzadko się korzysta.
Jako ekspert z zakresu zamówień publicznych mogę stwierdzić, że problem tkwi w edukacji urzędników. Nie raz zdarza się, że mimo dobrze napisanego prawa, mającego ograniczyć biurokrację, urzędnik życzy sobie otrzymać dwa razy te same dokumenty.
Wprowadzony w 2014 roku zapis w Kodeksie Pracy mówił o tym, że zamawiający ma prawo wymagać, by pracownicy byli zatrudnieni w oparciu o umowę o pracę. Zamawiających nie interesowało jednak, w oparciu o jaką umowę są oni zatrudnieni. Dla nich liczyła się przede wszystkim cena. Teraz zapis ten stał się obligatoryjny, jednak – jak się okazuje – problem wcale nie zniknął. Jak widać napisanie dobrego prawa to zaledwie 50% sukcesu. Wdrożenie to kolejne 50%.
Z naszych obserwacji wynika, że nie tylko urzędnicy, ale też korporacje czy firmy państwowe zaczynają stosować te same zasady.
Oczywiście. Rynek zamówień publicznych promieniuje na inne rynki. Stawki dwuzłotowe nie urodziły się przecież na rynku otwartym, ale właśnie na rynku zamówień publicznych. Przedstawiciele rynku otwartego pytają: „Skoro na rynku zamówień publicznych obowiązuje stawka 2 zł, dlaczego ja mam płacić 4 zł?”.
Moim zdaniem rynek zamówień publicznych to najbardziej niedoceniany rynek w Polsce, ponieważ każdy patrzy na to, co się na nim dzieje, a nikt nie zwraca uwagi na skutki jego promieniowania. Do związków zawodowych dopiero 2 lata temu dotarło, że rynek zamówień publicznych kształtuje cały układ rynku pracy i gospodarki w Polsce.
Dziękujemy za rozmowę.