Warty sto miliardów zł rynek stanie dla start-upów otworem. Morawiecki pracuje nad przełomową zmianą
22 sierpnia 2017
Ponad 107 miliardów złotych – tyle wyniosła ubiegłoroczna wartość polskiego rynku zamówień publicznych, czyli dużych zakupów towarów i usług przez instytucje publiczne, administrację samorządową czy przedsiębiorstwa państwowe i samorządowe. Jeśli wierzyć obietnicom rządu, ten rynek miałby wkrótce stanąć otworem przed firmami oferującymi innowacyjne rozwiązania.
Zasady dostępu miałaby określić nowa ustawa Prawo zamówień publicznych, nad którą pracuje aż trzech wiceministrów z resortu wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Dla polskich start-upów mógłby to być potężny impuls rozwoju.
W Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju nowe Prawo zamówień publicznych jest elementem szerszej koncepcji, zgodnie z którą państwo jest nie tylko inwestorem, ale też „inwestorem inteligentnym” – tłumaczył koncepcję zmian wicepremier Morawiecki, informując o rozpoczęciu prac nad nową ustawą. – Powołaliśmy specjalny zespół, który przygotuje nową ustawę. Jego pracami pokieruje trzech wiceministrów rozwoju, odpowiedzialnych za kluczowe z punktu widzenia zamówień obszary, oraz prezes Urzędu Zamówień Publicznych Małgorzata Stręciwilk – dodawał.
W wizji ministerstwa rozwoju nowa ustawa miałaby nie tylko uporządkować i uprościć procedury, ale też „wprowadzać zmiany zachęcające do korzystania z innowacyjnych rozwiązań” czy „zwiększyć udział małych i średnich firm w zamówieniach”.
– Rzeczywiście, Prawo zamówień publicznych było już w ostatnich latach tyle razy nowelizowane i zmieniane, że nie ma sensu robić kolejnej nowelizacji. Trzeba napisać nową ustawę – potwierdza w rozmowie z INN:Poland Marek Kowalski, ekspert Konfederacji Lewiatan. – Widzę nie tyle możliwość, ile konieczność wprowadzenia do niej nowych zapisów, promujących to, o czym polskie władze od dawna mówią: większą rolę innowacyjnych firm, a także skłonienie do większego zaangażowania w system małych i średnich przedsiębiorstw – mówi nam Tomasz Kowalczyk z funduszu HardGamma Ventures. – Żeby nie skończyło się na tym, że start-up jest zaledwie podwykonawcą przy teoretycznie zaawansowanych usługach, gdzie rola takiej firmy sprowadza się do – co najwyżej – informatycznego development, natomiast w efekcie nie powstaje żaden innowacyjny produkt czy technologia – kwituje.
Rynek zacznie szukać alternatyw
Łatwo nie będzie. W zeszłym roku rynek zamówień publicznych zastygł w oczekiwaniu na ruchy rządu – stąd wartość rynku sięgnęła 107,4 mld zł, co oznaczało olbrzymi spadek w porównaniu do lat poprzednich, kiedy potrafiła sięgnąć 144 mld zł. Co gorsza, dodatkowo oczekiwania cenowe zamawiających zaczynają się kompletnie rozjeżdżać w stosunku do tego, co mają do zaoferowania wykonawcy.
Pierwszy przykład z brzegu: w Koszalinie remont chodników wyceniono na 3,5 mln złotych, a firma, która się zgłosiła, wyceniła swoją pracę na 7 mln złotych. Takich sytuacji zaczęło się w ostatnich miesiącach mnożyć na potęgę. – Nie powiedziałbym, że jest to co dziesiąty przetarg w Polsce, na razie może co setny – mówi nam ekspert Lewiatana. – Ale nie ma wątpliwości, że zamawiający przyzwyczaili się do kalkulowania wartości przetargów na bazie wcześniejszych wycen i wskaźników – dodaje.
A te diametralnie się zmieniły, zwłaszcza wskutek ubiegłorocznej „małej nowelizacji” ustawy Pzp. W wizji resortu rozwoju miała ona zmienić dwa aspekty zamówień publicznych – po pierwsze, zwiększyć znaczenie pozacenowych kryteriów ofert (przekleństwem rynku przetargów było to, że zwykle zamawiający decydowali się po prostu na najtańszą ofertę, nie deliberując już na temat jakości – czy innowacyjności – kupowanych produktów czy usług). Po drugie, nowelizacja miała też powiązać rynek zamówień publicznych z prawem pracy, promując tych wykonawców, którzy zatrudniają pracowników na umowę o pracę. Swoje dołożyło też oskładkowanie umów cywilnoprawnych. Innymi słowy: koszty firm wzrosły, a instytucje publiczne jeszcze tej zmiany nie uwzględniają w swoich kosztorysach.